TRUDNOŚCI DZIECI TRZECIEGO ŚWIATA

Kolejne oświadczenie powinno zaszokować każdego, a już w szczególności biedaków, którzy mogą sądzić, że „eksperci od szczepień” mają na względzie wyłącznie ich dobro.

Na stronie 17 dr Johnson mówi: „Zgadzamy się, że należałoby usunąć rtęć ze szczepionek produkowanych na amerykański użytek, ale nie uważamy, aby to było ogólne zalecenie, a to ze względu na konieczność stosowania konserwantów w przypadku dostarczania szczepionek do innych krajów, szczególnie krajów rozwijających się, zwłaszcza w świetle braku solidnych danych wskazujących na istnienie problemu”.

Inaczej mówiąc, dane są na tyle wystarczające, aby Amerykańska Akademia Pediatryczna, Amerykańska Akademia Praktyki Rodzinnej, agencje nadzorcze i CDC, zaleciły usunięcie rtęci najszybciej jak to możliwe ze wszystkich szczepionek dopuszczonych do stosowania w Stanach Zjednoczonych ze względu na niekorzystny wpływ rtęci na rozwój mózgu i jednocześnie nie zalecały tego w odniesieniu do szczepionek podawanych dzieciom w krajach rozwijających się. Uważałem dotąd, że program ochrony zdrowia dziecka stworzony w Stanach Zjednoczonych i ukierunkowany na kraje rozwijające się miał na celu danie biednym dzieciom lepszych szans przetrwania w tym coraz bardziej przesiąkniętym konkurencją świecie, ale okazuje się, że zalecana polityka zwiększy jedynie neurorozwojowe problemy, które można obserwować wśród biednych dzieci krajów rozwijających się, a także w Stanach Zjednoczonych, które osłabiają ich zdolność do uczenia się i wykształcenia umysłów zdolnych do rywalizacji. Proszę pamiętać, że członkiem tego grona „ekspertów” był też przedstawiciel Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), niejaki dr John Clements, który ani razu nie zaoponował przeciwko temu oświadczaniu dra Johnsona.

Należy również zauważyć, że dzieci z krajów rozwijających się są narażone na znacznie większe ryzyko komplikacji powstających w wyniku szczepień oraz toksyczności rtęci niż dzieci w krajach rozwiniętych. Wynika to z niedożywienia, ciągłego zagrożenia infekcjami, pasożytami i bakteriami oraz z tego, że w tych krajach bardzo wiele dzieci rodzi się z niedowagą. Jesteśmy obecnie w krajach afrykańskich świadkami katastrofy wynikającej ze stosowania starszej szczepionki przeciwko polio (choroba Heinego-Medina), w której zastosowano żywego wirusa powodującego tę chorobę. Inaczej mówiąc, ta szczepionka spowodowała epidemię tej choroby, nawet w krajach, w których polio było nie znane, dopóki nie wprowadzono tej szczepionki.

WHO i „specjaliści od szczepień” ze Stanów Zjednoczonych uzasadniają obecnie kontynuację programu szczepień przeciwko chorobie Heinego-Medina za pomocą tej niebezpiecznej szczepionki, tłumacząc, że skoro już spowodowali epidemię tej choroby, to nie mogą teraz przerwać programu szczepień. W niedawno opublikowanym artykule podkreślano, że to najniebezpieczniejsze z uzasadnień, ponieważ podanie kolejnych szczepionek oznacza wzrost liczby spowodowanych przez nie przypadków choroby. Poza tym „wakcynolodzy” mają kłopoty ze wspomnianymi „niewiadomymi” (patrz J.T. Jacob, „Perspektywy krajów rozwijających się w odniesieniu do pochodnej szczepieniom porażeniowej postaci choroby Heinego-Medina”, WHO Bulletin, 2004; 82:53-58; patrz komentarz D.M. Salisbury’ego na końcu artykułu).

Potem dr Johnson ponownie uwypuklił filozofię głoszącą, że zdrowie dzieci jest w „programie” sprawą drugorzędną, mówiąc: „Znamy przekonywające dane dowodzące, że opóźnienie podawanej przy urodzeniu szczepionki przeciwko zapaleniu wątroby typu B prowadzi do znacznych uszkodzeń spowodowanych tą chorobą w konsekwencji nieskorzystania z możliwości szczepienia”. Implikuje to, że nasze dzieci będą zagrożone ryzykiem zapadnięcia na zapalenie wątroby typu B, jeśli w programie szczepień zrezygnuje się z zaszczepienia noworodków szczepionką przeciwko tej chorobie.

W rzeczywistości to oświadczenie wcale nie bazuje na jakimkolwiek ryzyku dla amerykańskich dzieci, co dr Johnson potwierdza, mówiąc, że „potencjalny wpływ na kraje, które mają od 10 do 15 procent noworodków narażonych na zakażenie wirusem zapalenia wątroby typu B, działał przygnębiająco” (strona 18). Inaczej mówiąc, ryzyko takie nie jest normą w  przypadku amerykańskich dzieci, lecz występuje w rozwijających się krajach. W rzeczywistości w Stanach Zjednoczonych nie ma ryzyka zakażenia wirusem zapalenia wątroby typu B aż do osiągnięcia wieku nastolatka. Jedyną grupą ryzyka są noworodki urodzone z rodziców-narkomanów, matek zarażonych zapaleniem wątroby typu B lub rodziców zarażonych wirusem HIV. Powodem szczepienia noworodków jest to, że daje to możliwość przechwycenia ich, zanim będą mogli uciec przed programem „wakcynologów”.

To taktyka często wykorzystywana do zastraszania matek, aby skłonić je do szczepienia swoich dzieci. Mówią na przykład, że jeśli dzieci nie zostaną zaszczepione przeciwko odrze, to w czasie jej epidemii mogą umrzeć ich miliony. Dobrze wiedzą, że to bzdura. Stosują przykłady zaczerpnięte z krajów rozwijających się, gdzie epidemie mogą mieć śmiercionośny wymiar wśród niedożywionych populacji o niskiej wydolności układu immunologicznego. W Stanach Zjednoczonych nie doszłoby do tego ze względu na znaczne lepsze żywienie, lepszą opieką lekarską i lepsze warunki sanitarne. W rzeczywistości większość przypadków śmiertelnych występujących w Stanach Zjednoczonych w wypadku wystąpienia epidemii odry dotyczy dzieci, na które szczepionka nie działa, lub dzieci cierpiących na chroniczne choroby zmniejszające odporność organizmu. Z większości badań wynika, że dzieci zakażane odrą lub innymi chorobami wieku dziecięcego to te, które zostały w pełni lub częściowo uodpornione. Wielką tajemnicą „wkacynologów” jest to, że od 20 do 50 procent dzieci nie jest odpornych na choroby, przeciwko którym zostały zaszczepione.

Na tej samej 18 stronie dr Johnson opowiada uczestnikom konferencji, że to właśnie Walt Orenstein był tym, który „...zadał najbardziej prowokacyjne pytanie, które wywołało najburzliwszą dyskusję. Chodzi o to, czy powinniśmy szukać zaburzeń rozwojowych układu nerwowego u dzieci wystawionych na różne dawki rtęci, korzystając z danych Vaccine Safety Datalink pochodzących z jednego czy wielu miejsc?”

Wygląda na to, że nikomu nigdy nie przyszło do głowy przyjrzeć się danym, które leżały sobie spokojnie ignorowane od lat. Dzieci mogłyby sobie nadal wymierać jak muchy z powodu potwornych defektów rozwojowych układu nerwowego, których przyczyną jest program szczepień, i nikt w kołach rządowych nie wiedziałby o tym. De facto właśnie to sugerują dane, przynajmniej jeśli chodzi o opóźnienia rozwoju układu nerwowego.

Powinniśmy również docenić to, że rząd sponsorował dwie konferencje w sprawie możliwej roli stosowanych w szczepionkach metali – aluminium i rtęci – ale, niestety, nie zarządził w ich wyniku żadnych zmian w polityce dotyczącej szczepień. Konferencje te odbyły się rok przed omawianym tu spotkaniem z czerwca 2000 roku i to przed jakąkolwiek analizą danych, które były w posiadaniu CDC, do których odmówiono dostępu niezależnym i wysoko kwalifikowanym badaczom.

 

NEUROTOKSYCZNOŚĆ ALUMINIUM

W dalszej części tego artykułu opiszę szerzej, co powiedziano na konferencji o aluminium. To bardzo ważna sprawa, którą z istotnego powodu potraktowano na tej konferencji bardzo marginesowo. Gdyby społeczeństwo wiedziało, co mówiono na spotkaniu o aluminium, już nikt nigdy nie poddałby się szczepieniom przy użyciu obecnie produkowanych szczepionek. Wbrew temu, co mówiono na spotkaniu o neurotoksyczności aluminium i co podaje na ten temat literatura naukowa, dr Johnson wygłosił następującą opinię: „sole aluminium mają bardzo szeroki margines bezpieczeństwa. Aluminium i rtęć są jednocześnie bardzo często podawane niemowlętom, zarówno w to samo, jak i w różne miejsca”. I dalej na stronie 20 stwierdza: „Wiemy jednak również, że brak jest danych, w tym danych z testów na zwierzętach, dotyczących potencjalnego sumarycznego synergizmu3 lub antagonizmu [sic], które mogą powstawać pod wpływem dwuskładnikowych mieszanin metali...”

Należy mieć świadomość, że ci, którzy starają się obronić coś, co jest niemożliwe do obrony, często stosują pewien wybieg. Używają takiego samego języka, jaki już cytowaliśmy, to znaczy mówią, że brak danych dowodzących... etc. Ich zamiarem jest przekonanie słuchaczy, że sprawa była badana dokładnie i że nie wykryto żadnej toksyczności. W rzeczywistości oznacza to, że nikt nie interesował się tym zagadnieniem i  że nie przeprowadzono żadnych badań, na podstawie których można by cokolwiek wnioskować.

W rzeczywistości wiemy, że aluminium jest neurotoksyną i jako takie ma wiele cech wspólnych z rtęcią. Na przykład oba pierwiastki są toksyczne w stosunku do kanalików nerwowych, zakłócają działanie enzymów-przeciwutleniaczy, zatruwają enzymy naprawiające DNA, zakłócają wytwarzanie energii przez mitochondria, blokują glutaminianowy wychwyt pionowy protein (GLT-1 i GLAST), wiążą się z DNA i zakłócają działanie błon neuronów. Działanie toksyn, które mają podobne właściwości toksyczne, ma niemal zawsze charakter sumaryczny i często synergiczny w odniesieniu do ich toksyczności, w związku z  czym oświadczenie dra Johnsona to czysty nonsens.

Script logo
Do góry