Zwykły ołowiowo-kwasowy akumulator, o czym nie każdy wie, ma jonową częstotliwość rezonansową wahającą się od 1 do 6 MHz. Musimy pobudzić jony zawarte w elektrolicie do drgania zgodnie z ich częstotliwością rezonansową, wyregulować „wzbudzający” potencjał i „odprowadzić” właściwie prąd. Jeśli będziemy dodawali potencjał, aby wzbudzać system, będziemy mogli następnie doprowadzić do zamiany tego „potencjału” na „darmową energię elektryczną”.

 

 

 

Spójrzmy na to następująco. Według konwencjonalnych pojęć „elektrostatyczny potencjał skalarny” zawiera w sobie pracę lub energię przypadającą na strumień masy naładowanych cząstek. Jeśli więc do systemu oscylujących naładowanych cząstek dodamy tylko potencjał bez przepływu masy, dodamy „fizyczną energię” do całości systemu naładowanych cząstek. Inaczej mówiąc, „potencjał”, który dodajemy, jest zamieniany bezpośrednio na „zwykłą energię” przez jony zagnieżdżone w systemie. Jeśli będziemy sprytni, nie będziemy musieli dostarczać żadnej energii w celu przemieszczania czystego potencjału. [Jako dowód, że jest to możliwe, proszę zajrzeć do pracy Toma Beardena „Toward a New Electromagnetics; Part IV: Vectors and Mechanisms Clarified („W kierunku nowej elektromagnetyki, część IV, wyjaśnienie wektorów i mechanizmów”), Tesla Book Co., 1983, slajd 19, str. 43, i towarzyszącej jej recenzji, str. 10–11. Proszę zajrzeć również do artykułu „Significance of Electromagnetic Potentials in the Quantum Theory” („Znaczenie potencjałów elektromagnetycznych w teorii kwantów”) Y. Aharonova i V. Bohma zamieszczonego w Physical Review, druga seria, vol. 115, nr 3, sierpień 1959, str. 485–491. Na stronie 490 jest mowa o tym, że jest możliwe istnienie obszaru przestrzeni wolnego od pól, który wciąż posiada potencjał pozwalający określić jego fizyczne własności].

Otóż to „rezonansowe sprzęganie wolnej energii” można wykonać przy pomocy prostego, taniego układu. Nie potrzeba do tego wielkich cyklotronów i ogromnych laboratoriów. Można to wykonać przy pomocy zwykłego silnika na prąd stały, akumulatorów, urządzeń regulujących i obwodów wzbudzających.

Właśnie tak to wykonałem. I to działa. Działa w tej chwili na półce w moim laboratorium w formie prototypu.

Ale to jeszcze nie wszystko. Jestem człowiekiem humanitarnym i obchodzi mnie na przykład ta drobna, stara, owdowiała kobieta mieszkająca na końcu ulicy, która ogląda z każdej strony swój skromny czek z Opieki Społecznej, trzęsąc się w zimna zimą, ponieważ nie stać ją na zapalenie kominka. To musi się zmienić i mogę być tym, który się do tego przyczyni. Ujawniając swoje odkrycie, w tym krótkim opracowaniu dostarczam wszystkim majsterkowiczom i niezależnym wynalazcom na całym świecie wystarczających informacji do skopiowania mojego urządzenia. Jeśli przynajmniej tysiącu z nich uda się je powielić, położenie na nim łapy stanie się niemożliwe, jak to już miało miejsce z wieloma innymi wynalazkami.

 

 

 

Napisałem to z myślą o osobach, które lubią majsterkować i eksperymentować, a nie o naukowcach. Pragnę zwrócić uwagę, że to urządzenie jest trochę kapryśne, jeśli chodzi o dostrojenie i synchronizację wszystkich rezonansów. Trzeba trochę cierpliwości, ale w końcu zadziała.

Ostrzegam jednak przed tą zabawą, jeśli ktoś nie wie, co robi. Elektrolit akumulatora rezonacyjnego wytwarza wodór i jeśli uderzy się weń zbyt mocno „impulsem napięciowym”, wewnątrz akumulatora może powstać iskra elektryczna. Jeśli do tego dojdzie, akumulator eksploduje. Tak więc nie należy się do tego zabierać, jeśli się nie wie, z czym się ma do czynienia, i nie zastosuje się maksymalnych środków ostrożności.

Tym niemniej, to coś działa. Tak więc majsterkowicze, eksperymentatorzy i pionierzy, do dzieła. Stoi przed wami niepowtarzalna szansa. Spróbujcie i zbudujcie to. Pomajstrujcie. Pobawcie się z dostrojeniem rezonansu. Potem zbudujcie tych urządzeń jak najwięcej i sprzedajcie je sprowadzając koszt użytkowania wszystkich domowych urządzeń do poziomu dostępnego każdemu, włącznie z ową trzęsąca się z zimna drobną staruszką mieszkającą na końcu ulicy.

A potem podziękujcie takim ludziom jak ja, ponieważ w pełni sobie zasłużyli na słowa uznania.

John C. Bedini, 1996

 

Na stronie internetowej Johna Bediniego znaleźć można również poniższy komentarz napisany przez anonimowego przedstawiciela US Institute of Electrical and Electronics Engineers, Inc. (Instytut Inżynierii Elektrycznej i Elektronicznej Stanów Zjednoczonych).

John C. Bedini skonstruował laboratoryjny model maszyny, na której wyjściu powstaje energia przewyższająca energię zużytą przez urządzenie. Składa się ono z akumulatora ołowiowo-kwasowego napędzającego mały silnik na prąd stały, który obraca podobnym do magnetycznego dynamem. Dynamo dostarcza na wyjściu energię, która jest kierowana do elektronicznego układu. Układ przesyła określone (skalarne?) impulsy z powrotem do akumulatora, aby go doładować.

Następnie, w celach demonstracyjnych, Bedini usuwa naładowany akumulator i kolejno podłącza rozładowane akumulatory. Każdy z nich zostaje całkowicie naładowany. Innymi słowy, Bedini zaczyna z jednym dobrym akumulatorem i czterema rozładowanymi. Pod koniec pokazu wszystkie akumulatory są naładowane do pełna.

Wiele razy odwiedzałem Bediniego w jego laboratorium w towarzystwie techników oraz profesorów fizyki i elektrotechniki. Żadnemu z nas nie udało się znaleźć błędu w jego konstrukcji.

Mimo to wszyscy oni zażądali, abym nie wymieniał ich nazwisk w związku z tą sprawą, ponieważ obawiają, że koncepcje noszące znamiona herezji nie znajdą uznania u władz ich uniwersytetów.

 

Przełożył Jerzy Florczykowski

 

Script logo
Do góry