CO JEST NIE TAK W TYM OBRAZIE?

Kiedy darwiniści prezentują rekonstrukcje tak zwanych „przedludzi”, okazuje się, że za każdym razem są oni wcale niepodobni do ludzi.

Lucy8 i jej krewni, australopiteki, niewiele różnią się od chodzącego w pozycji pionowej szympansa. Silne australopiteki były dwunożnymi gorylami. Rodzaj Homo (habilis, erectus, neandertalczyk i inne dyskusyjne gatunki) stanowił znaczny krok do przodu, ale było mu jeszcze bardzo daleko do człowieka. Dopiero kiedy w fosyliach sprzed około 120 000 lat temu pojawili się ludzie z Cro-Magnon, nagle widzimy prawdziwego, w pełni ukształtowanego człowieka, który wziął się nie wiadomo skąd, podobnie jak wcześniej inne gatunki, o czym była już mowa.

Wędrowcy z Laetoli żyli około 3,5 miliona lat temu, zaś Lucy około 3,2 miliona. Najnowsze odkrycia odsuwają datę powstania dwunożnego sposobu poruszania się na 6 milionów lat temu, przeto dla potrzeb naszych rozważań załóżmy, że niektóre naczelne osiągnęły pionową postawę nie mniej niż 4 miliony lat temu.

Tak więc, od w przybliżeniu 4 milionów lat aż do pojawienia się nieco ponad 120 000 lat temu człowieka z Cro-Magnon, (czyli przez około 95 procent tego okresu) wszystkie pochodzące z tego okresu fosylia przedludzi mają wyraźnie nie-ludzki charakter. Osobniki, do których one należały, posiadały mocne, grube kości – znacznie grubsze i mocniejsze od naszych. Takie grube kości są konieczne do wspierania nacisku generowanego przez bardzo silne mięśnie, znacznie silniejsze od naszych. Ich ramiona były dłuższe od naszych, szczególnie między łopatką i łokciem. Były one również w przybliżeniu tej samej długości co ich nogi, jak w przypadku tych, jakie miały mioceńskie małpy. W ten sposób można skwantyfikować wszystkie ich cechy – dokładnie wszystkie! Ich czaszki bardziej przypominają czaszki małp niż ludzi. Te różnice znajdujemy we wszystkich okazach, od australopiteka zaczynając, a na neandertalczyku kończąc, co oznacza, że aby powstał człowiek z Cro-Magnon, musiało zaistnieć jakieś przełomowe wydarzenie i to nie o charakterze destrukcyjnym. To było coś... zupełnie innego.

Rozziew między człowiekiem z Cro-Magnon (czyli nami) i całą resztą, która pojawiła się przed nim, jest tak szeroki i głęboki, że nie ma dającego się uzasadnić sposobu na połączenie tych dwóch części, poza, oczywiście, ich dwunożnym sposobem poruszania się. Wszyscy tak zwani przedludzie znacznie bardziej przypominają chodzące w wyprostowanej postawie szympansy lub przyjmujące takąż postawę goryle niż ludzi. Darwiniści twierdzą, że właśnie dlatego nazywa się ich „przedludźmi”, ponieważ w rzeczy samej ludźmi nie są.

Zapis odczytany ze sfosylizowanych szczątków można jednak interpretować jeszcze inaczej, bezstronnie wyciągając wnioski z faktów bez jakiegokolwiek „podkręcania”, koniecznego w przypadku dogmatu darwinistów. To podkręcanie głosi, że lukę, rozziew fizjologiczny między neandertalczykami i ludźmi z Cro-Magnon, można przekonywająco wytłumaczyć kolejnym „brakującym ogniwem”.

 

SPOJRZENIE W TYŁ, ABY ZOBACZYĆ, CO JEST Z PRZODU

Darwiniści stosują sztuczkę z brakującym ogniwem do negowania faktu, że człowiek z Cro-Magnon pojawił się znikąd i wygląda zupełnie inaczej niż wszystko, co go poprzedzało. Tym, czego nie podają, jest to, że do udowodnienia prawdziwości ich teorii przejścia od przedludzi do człowieka z Cro-Magnon konieczne byłyby dziesiątki takich ogniw, co najwyraźniej nie miało miejsca. Jednak przyznanie takiej możliwości byłoby darem włożonym w ręce zdesperowanych kreacjonistów i zwolenników „inteligentnego planu”, nie mówiąc już, że mocno wzmocniłoby twierdzenia takich jak ja interwencjonistów. Stoją więc przed olbrzymim głazem lub w bardzo niełatwej sytuacji.

Załóżmy na moment, że w kategoriach darwinizmu brak jest środków na uzasadnienie nagłego pojawienia się człowieka z Cro-Magnon (ludzi) na Ziemi. Jeśli tak jest, to jak się ma sprawa z tak zwanymi „przedludźmi”? Czyimi są przodkami? Ich kości zaśmiecają fosylia i są zupełnie niepodobne do ludzkich. Co więcej, to najwyraźniej oni chodzili przez co najmniej 4 miliony lat w pozycji pionowej, zaś nowe odkrycia odsuwają datę ich pojawienia się na 6 milionów lat wstecz. Ten fakt w jeszcze większym stopniu odnosi się do mioceńskich małp człekokształtnych, spośród których co najmniej kilka chodziło w postawie pionowej, i to już 10–15 milionów lat temu. Jeśli zaakceptujemy taką możliwość, dojdziemy ostatecznie do sensownych wniosków na temat zamierzchłej przeszłości i jednocześnie po raz pierwszy zaczniemy postrzegać siebie jasno i wyraźnie.

Możemy być pewni, że co najmniej cztery spośród 50 mioceńskich małp człekokształtnych znalazło się na drodze wiodącej ku obecnym czworonogom, ponieważ ich potomkowie żyją wspólnie z nami. Równie pewne jest to, że pozostałe z tej pięćdziesiątki wyszły z miocenu na dwóch nogach. Techniczne nazewnictwo określa je jako hominidy (człowiekowate), to znaczy istoty podobne do człowieka, ale nim nie będące. W rzeczywistości wszelkie fosylia pochodzące sprzed okresu człowieka z Cro-Magnon są uważane za fosylia hominidów, który to termin wyraźnie wskazuje na ich pozaludzkie pochodzenie, w związku z czym darwiniści zastąpili go określeniem „przedludzie”, który subtelniej pierze nasze umysły, przekonując nas, że nie ma wątpliwości co do ich związku z nami. I to pranie mózgów odnosi efekty.

Co więcej, wmawia się nam, że nie ma obecnie żyjących dwunożnych małp człekokształtnych, i to mimo tysięcy obserwacji i/lub bliskich spotkań z takimi dwunożnymi małpami, do których dochodzi każdego roku na każdym kontynencie, z wyjątkiem Antarktydy. Darwiniści wmawiają nam, że te wszystkie doniesienia należy ignorować, i wyśmiewają je. Nazywają te istoty „niemożliwymi” i mają nadzieję, że zaufanie do ich wiedzy utrzyma ludzi z dala od rzeczywistości tak długo, jak długo będą zastanawiali się, jak uporać się z katastrofą w ich publicznym wizerunku, która nastąpi w chwili, gdy na światową scenę zostanie dostarczony pierwszy żywy lub martwy hominid. Będzie to najczarniejszy dzień w historii darwinizmu, jako że ich długo trwająca zabawa w ciuciubabkę wreszcie się skończy. Prawda okaże się niepodważalna. „Wielka Stopa” („Bigfoot”), „Człowiek Śniegu” („Yeti”) i wielu ich krewnych istnieją naprawdę.

 

JEŚLI BUT BĘDZIE PASOWAŁ...

Nie mam zamiaru marnować czasu i miejsca w tym piśmie przekopując się przez górę dowodów świadczących o istnieniu hominidów. Omówiłem je dokładnie w trzeciej części mojej książki Everything You Know is Wrong (Wszystko, co wiecie, jest błędne). Oprócz tego istnieje wiele innych książek omawiających jeden lub kilka aspektów tego problemu. Gdyby ktoś chciał dowiedzieć się czegoś o hominidach, nie będzie miał kłopotów ze znalezieniem źródeł. Co więcej, dowody są na tyle solidne, że uzna je każdy sąd na świecie, z wyjątkiem sądu w postaci opinii publicznej manipulowanej przez przerażonych darwinistów. Mimo to omówię kilka zagadnień, które mają bezpośredni związek z pytaniem dotyczącym pochodzenia ludzkości.

Uczyńmy raczej oczywiste założenie mówiące, że tysiące przeciętnych ludzi, którzy opisywali obserwacje i bliskie spotkania z hominidami przez ostatnie kilkaset lat (tak, tak, pierwsze opisy liczą sobie właśnie tyle lat), opisywali raczej żywe stworzenia, a nie duchy przeszłości z miocenu. Bez względu na to, skąd pochodzą świadkowie tych obserwacji, i bez względu na to, jak daleko są od bitych dróg edukacji i/lub środków współczesnej łączności, wszyscy opisują to, co widzieli, z niezwykłą zbornością. Z opowieści świadków wynika, że taki sam rodzaj stworzeń żyje w niemal każdym gęsto zalesionym i osłoniętym środowisku tej planety, czego należałoby oczekiwać, gdyby te stworzenia rzeczywiście wyszły z miocenu na dwóch nogach.

Co więcej, to, co świadkowie opisują, jest dokładnie tym, czego byśmy się spodziewali po poruszających się w postawie pionowej małpach człekokształtnych. Te opisy niezmiennie mówią o zwalistych, muskularnych, pokrytych sierścią ciałach, które zwieńczone są głową o cechach zadziwiająco przypominających małpę człekokształtną (małpoluda). Krótko mówiąc, te opisy mówią, że obecnie żyjące hominidy mają takie ciała, w jakie przyobleklibyśmy sfosylizowane szkielety. Świadkowie podają ponadto, że istoty, które widzieli, miały ręce dłuższe od ludzkich, sięgające do kolan, co oznacza, że są one w przybliżeniu tej samej długości co ich nogi. Świadkowie podają również, że te stworzenia idą takim krokiem, jakby „szybowały”, rodzajem kroku na ugiętych kolanach, w wyniku którego pozostają ślady dziwnie przypominające te, które znaleziono w Laetoli i które liczą sobie 3,5 miliona lat.

Zbliżamy się teraz do tego, co jest sednem koncepcji darwinistów, kreacjonistów i zwolenników inteligentnego planu. Dowody na rzecz istnienia hominidów są przytłaczające. Naprawdę tak jest. Zatem jeśli one rzeczywiście istnieją, oznacza to, że sfosylizowane ślady „przedludzi” są w rzeczywistości pozostawione przez te hominidy, a nie naszych przodków. Jeśli tak jest, to na schemacie przebiegu rozwoju życia na Ziemi nie ma miejsca dla człowieka. To z kolei oznacza, że ludzie nie ewoluowali, bo nie mogli ewoluować w przypisywany im przez darwinistów sposób. Skoro więc nie ewoluowaliśmy tutaj, to otwierają się wrota dla poglądów interwencjonistycznych, które głoszą, że nic nie ewoluowało tutaj – wszystko zostało dostarczone lub stworzone przez genialne istoty spoza naszego świata, które nazywam terraformerami, których środki działania i cele pozostaną nieznane, dopóki one same nie zechcą się ujawnić. Mam nadzieję, że nikogo nie zatkało z wrażenia.

Rzecz w tym, że w miocenie wystąpiły warunki pozwalające na wytworzenie żywych hominidów – 50 lub więcej różnych gatunków (których liczba z pewnością zostanie uszczuplona do dziesięciu lub może trochę więcej, w miarę odnajdywania coraz kompletniejszych szkieletów) już około 20 milionów lat temu. Miocen wytworzył kilka gatunków z małpimi ramionami, które lepiej służyły wędrowcy posługującemu się dwiema nogami niż stworzeniu żyjącemu na drzewach lub takiemu, które porusza się opierając się na knykciach.

Kiedy to się skończyło około 5 milionów lat temu, na Ziemi żyło około pół tuzina lub może trochę więcej gatunków dwunożnych małpoludów, o czym wiemy z danych dotyczących australopiteków i fosyliów wczesnych Homo. Ze śladów z Laetoli wiemy również, że miały inny sposób chodzenia niż ludzie, taki sam, jakiego według świadków wciąż używają hominidy. Krótko mówiąc, pasują one do wzorca przerywanej równowagi długotrwałego stasis (zastoju).

Script logo
Do góry