ZAGADKOWY MIOCEN

W kategoriach ewolucji naczelnych miocen ma trochę sensu. Około 25 milionów lat temu, kiedy ten okres się zaczyna, małpiatki już istniały od około 30 a małpy od 10 milionów lat. Mimo to w obfitości próbek fosyliów z tego okresu małpiatki i małpy pojawiają się rzadko, podczas gdy nowi przybysze, małpy człekokształtne (małpoludy), są wszędzie.

Miocen trwał od 25 milionów to 5 milionów lat temu (liczby te trochę różnią się od siebie w zależności od źródła – przyjąłem te, które wydały mi się najłatwiejsze do utrzymania ciągłości biegu czasu). Podczas tych 20 milionów lat małpy człekokształtne rozwijają się z rozmachem. Powstają 24 różne gatunki, z których wiele posiada więcej niż jeden typ. Występują w takiej samej różnorodności wymiarów, jak dzisiaj, od małych stworzeń przypominających współczesne gibbony zaczynając, poprzez średnie wielkości szympansów i większe wielkości goryli, a na ogromnych gigantopitekach (Gigantopithecus), o których istnieniu wiemy jedynie na podstawie odnalezionych w Indiach i Chinach w dużej liczbie zębach i nielicznych kościach żuchwy, kończąc.

Mamy tu jeszcze jedną interesującą cechę mioceńskich małp człekokształtnych: ich sfosylizowane szczątki są znajdowane w Starym Świecie dosłownie wszędzie – w Afryce, Europie i Azji. Większość z nich jest rozpoznawana na podstawie trwałych zębów i szczęk definiujących gigantopiteki, podczas gdy w pozostałych przypadkach mamy wystarczającą liczbę kości z okolic poniżej czaszki, które pozwalają na wyobrażenie sobie ich wyglądu. Przedstawiają one interesującą mieszaninę cech anatomicznych. W rzeczywistości bardziej by tu pasowało określenie „kłopotliwy mętlik”, ponieważ różnią się one od małp tym, że nie posiadają ogonów, podobnie jak żyjące obecnie małpy człekokształtne, jednak ich ramiona bardziej przypominają ramiona małp – są tej samej długości co ich nogi. Ramiona współczesnych małp człekokształtnych są znacznie dłuższe od ich nóg co pozwala im wygodnie „chodzić” z jednoczesnym podpieraniem się na knykciach. Być może właśnie z tego powodu rzadziej słyszymy od antropologów o mioceńskich małpach człekokształtnych. Ich ramiona nie mają sensu jako przednie kończyny czworonożnego przodka. Mioceńskie ramiona bardziej pasują do... czegoś innego.

Nie twierdzę oczywiście, że nie ma sfosylizowanych resztek ramion mioceńskich małp człekokształtnych dłuższych od nóg. Tego nie da się obecnie ustalić, ponieważ wiele gatunków, takich jak gigantopitek, musi nam jeszcze dostarczyć swoje ramiona. Ponieważ jednak mamy już trochę bezogonowych ciał podobnych do małp człekokształtnych wyposażonych w małpie ramiona i ręce, musimy zastanowić się, jak takie hybrydy poruszały się. Czy robiły to podobnie jak małpy, czyli przerzucając z gałęzi na gałąź ręce ruchem wahadłowym? Mało prawdopodobne. Małpie ramiona są tak skonstruowane, żeby móc udźwignąć lekkie małpie ciało. Ciało małpy człekokształtnej potrzebuje znacznie silniejszych grubszych i dłuższych ramion do rozkołysania go i dźwigania. Może więc one... chodziły?

Z fizjologicznego punktu widzenia ciało małpy człekokształtnej wyposażone w małpie ramiona i ręce nie porusza się z taką łatwością jak czworonoga (na czterech łapach). Tak po prostu nie mogło być. W rzeczywistości istnieje tylko jeden rodzaj postawy, która wpisuje się we wzorzec poruszania się takiej hybrydy małpy człekokształtnej z małpą – jest to postawa wyprostowana. Proszę pójść do ZOO i zobaczyć, o ile łatwiej małpy ogoniaste i wszystkie inne stają w postawie pionowej, w porównaniu do małp człekokształtnych. Każda małpa potrafi z gracją poruszać się na tylnych kończynach, podczas gdy małpy człekokształtne (małpoludy) są ociężałe i niezgrabne. Tak więc wydaje się prawdopodobne, że przynajmniej niektóre z tych hybrydowych małp-małp człekokształtnych z miocenu musiały przypuszczalnie chodzić na dwóch nogach w postawie wyprostowanej, w przeciwieństwie do innych małp człekokształtnych tej epoki wyposażonych w dłuższe i grubsze ramiona gibbonów, orangutanów, szympansów i goryli. Proszę pamiętać, że poruszamy się w środowisku dwóch tuzinów rodzajów i około 50 gatunków.

 

CHODZENIE SPACERKIEM

Chodzenie jest sprawą zasadniczą dla zrozumienia pochodzenia człowieka, ponieważ darwiniści uważają, że jest ono zasadniczym czynnikiem, który ustawił naszych przodków na drodze ku naszej obecnej postaci. Teoria głosi, że około 5 do 10 milionów lat temu, gdy gęste lasy pokrywające Afrykę zaczęły się kurczyć, niektóre z zamieszkujących lasy czworonożnych mioceńskich małp człekokształtnych (w ciągu poprzedzających ten proces 15-20 milionów lat nastąpiła nieunikniona zagłada i zróżnicowanie gatunkowe) zaczęły bytowanie na powstałych sawannach. Aczkolwiek bardzo ubogo wyekwipowane na taką podróż (więcej na ten temat później), kilka gatunków małp człekokształtnych podjęło rzekomo ryzyko, ucząc się chodzenia w postawie pionowej, aby poszerzyć pole widzenia ponad trawami sawanny i wystrzegać się drapieżników. Następnie, po wielu tysiącach lat utrzymywania tej postawy przez długie okresy czasu, przyjęły one ją jako ich naturalną. Czyniąc to, jeden z tych odważnych, nieznanych gatunków zrobił prawdziwie „gigantyczny dla ludzkości krok”7.

Nikt nie jest w stanie powiedzieć, który z wczesnych chodzących w wyprostowanej postawie „przedludzi” poszedł w naszym kierunku, ponieważ fizjologiczne luki między nimi i nami są ogromne. W rzeczywistości jedyną znaczącą cechą, jaka łączy nas z naszymi praprzodkami, jest pionowa postawa, przy czym nawet w ramach tej cechy występują znaczne różnice.

Co jest wręcz niewiarygodne, mamy ślady poruszania się w postawie pionowej co najmniej dwóch rodzajów wczesnych „przedludzi” pochodzące sprzed 3,5 miliona lat. Te odnalezione w Tanzanii ślady spoczywały w warstwie wulkanicznych popiołów, która była pokryta kolejną warstwą takich popiołów i w ten sposób utrwalona aż do momentu ich odkrycia w roku 1978 przez zespół Mary Leakey. Zdjęcia tych śladów są szeroko znane i można je znaleźć w każdym podręczniku antropologii lub w Internecie. To, czego się jednak powszechnie nie publikuje, to analiza nacisku w poszczególnych punktach tych śladów, która dowodzi czegoś, czego należało się spodziewać: oni nie chodzili tak jak my. W końcu 3,5 miliona lat to długi okres czasu i z darwinistycznego punktu widzenia logiczne jest założenie, że wystąpił proces daleko posuniętej ewolucji. Jednak bez względu na to, czy był to rzeczywiście proces ewolucyjny, czy też nie, nas sposób poruszania się jest wyraźnie inny.

Ludzie mają charakterystyczny sposób poruszania się, który zaczyna się od uderzenia pięty, co wymaga, aby nasza kostka była przesunięta do tyłu w stosunku do śródstopia. Po tym pierwszym uderzeniu piętą nasz skierowany do przodu pęd zostaje odchylony w lewo lub w prawo, na zewnątrz krawędzi naszych stóp, aby ominąć łuki stóp (oczywiście w przypadku stóp normalnych). Kiedy już zostanie przekroczony łuk stopy, następuje gwałtowne skręcenie kierunku pędu (chodzi o pęd fizyczny) poprzez kłąb palucha z zewnątrz do wewnątrz, po czym następuje ześrodkowanie pędu w postaci potężnego nacisku na duży palec stopy, natomiast pozostałe cztery palce stopy odchylają się ku górze i działają jak swego rodzaju balans. (Proszą przyjrzeć się własnej nagiej stopie w czasie wykonywania kroku, a zobaczycie państwo owe końcowe, uwalniające napór, etapy).

Chód przedludzi z Laetoli różnił się znacznie od tego wzorca. Nie występowało u nich wyraźne uderzenie piętą na początku, ponieważ ich kostka była umieszczona w centrum śródstopia, co pozwalało na prawie kompletne spłaszczenie stopy i niemal równe rozłożenie ciężaru i pędu na obszarze między piętą a kłębem palucha. Nie było tu zwariowanych skrętów pędu na zewnątrz i wokół łuku stopy, łuki ich stóp były znacznie mniejsze i linia pędu przemieszczała się wzdłuż niemal idealnie prostej linii przebiegającej przez środek stopy. Dawało to bardziej stabilną platformę stawiania stopy i przechodzenia z palców do następnego kroku. Kiedy już weźmie się to pod uwagę, okaże się, że krok przedludzi z Laetoli był znacznie lepszy od tego, jaki mamy obecnie. Badania ludzkiego chodu za pomocą techniki spowolnionego ruchu wykazują, że robimy to „źle”. Nasza sekwencja „uderzenie piętą – odbicie z palców” powoduje rozchwianie obejmujące całość naszego ciała. Jesteśmy zmuszani do blokowania kolan, aby poradzić sobie z momentem skręcającym, gdy nasz pęd zostaje skierowany na zewnątrz i wokół łuków stóp. Ze względu na ten moment zawieszenia w celu absorbcji momentu skręcającego musimy przy każdym kroku „padać” do przodu, co jest z kolei absorbowane przez nasze stawy biodrowe i wymachy rąk, które pomagają nam w utrzymaniu równowagi. Ze względu na wszystkie te czynniki nasz chód jest bardzo daleki od optymalnej wydajności i działające w długim okresie czasu naprężenia, jakie powstają w jego przypadku, prowadzą ostatecznie do ciągłego pogarszania się stanu naszych stawów i w ostatecznej konsekwencji bardzo często do kalectwa. Krótko mówiąc, powinniśmy zmienić swój sposób chodzenia.

Tak naprawdę powinniśmy chodzić w taki sposób, w jaki robili to przedludzie z Laetoli. W celu uzyskania sekwencji pięta-palce powinniśmy tak zmodyfikować swój krok, aby nie było potrzeby blokowania kolan i abyśmy nie przerzucali siebie do przodu za pomocą stawów biodrowych. Powinniśmy utrzymywać stawy kolanowe przynajmniej minimalnie zgięte (bez ich blokowania), absorbując całe naprężenie za pośrednictwem łydek i pośladków, które są tak skonstruowane, aby je wchłonąć. Ten sposób chodzenia dałby w efekcie obraz jakby „szybowania”, co mogłoby wyglądać trochę niezwykle (i przypominać komiczny krok na ugiętych kolanach Groucho Marxa stosowany przezeń w komediach), ale byłoby za to znacznie mniej obciążające, mniej męczące, i z fizjologicznego punktu widzenia dużo wydajniejsze.

Na podstawie danych w postaci śladów z Laetoli można sądzić, że tak właśnie chodzili przedludzie.

Script logo
Do góry